
Definicja czystości zmieniała się na przestrzeni wieków. Dzisiejsza wiedza na temat bakterii i chorób jest pokaźna. Mamy do wyboru tysiące mydeł i środków antybakteryjnych, a przede wszystkim prysznice i wanny z bieżącą wodą. Jeśli przenieślibyśmy się do XVII wieku na dowolny dwór, nasz zmysł węchu mógłby tego nie znieść. Z jednej strony potworny smród, z drugiej mocne perfumy, które go miały przykryć.
Wyobraźmy sobie Pałac Wersalski z jego 700 pokojami i rozległymi ogrodami. Mieszkało w nim około 7 tysięcy osób, a codziennie odwiedzało go nawet do 5 tysięcy turystów. Król był na tyle wspaniałomyślny, że pozwalał na zwiedzanie Wersalu z opublikowanym w 1674 roku przewodnikiem. Warunkiem było przyzwoite odzienie. Dodatkowo organizowano liczne, wystawne przyjęcia, które przyciągały kolejne setki gości.
Do sprzątania takiej przestrzeni potrzebna była niemała armia służących. Szeregowi mieszkańcy pałacu musieli sami utrzymywać czystość, ale pokoje rodziny królewskiej oraz te przeznaczone dla gości były sprzątane przez służących. Zbierano talerze i szklanki, odkurzano meble, przecierano lustra, zamiatano podłogi i polerowano je kolorowym woskiem.
Rectangle w artykule 3 Bilboard w artykule 1Ponieważ w Wersalu zawsze coś przebudowywano, naprawiano i remontowano, było tu też mnóstwo kurzu i pyłu związanego z pracami budowlanymi. Gdy w jednej części kończono naprawy, inna wymagała kolejnych prac. Porysowane podłogi, uszkodzone gobeliny i meble, odchodząca farba z sufitu, restauracja obrazów, niedomykające się okna, brudne kominy – aby to naprawić, należało przenieść mieszkańców do innej części Wersalu. W ten sposób przeniesiono cały sąd, dzięki czemu można było posprzątać opuszczone pomieszczenia. Król wraz z dworzanami rzadko opuszczał pałac, czasem raz do roku, gdy udawał się do rezydencji w Fontainebleau.
Oprócz zwykłego brudu dużym problemem były nieprzyjemne zapachy. Szczególnie latem mieszała się tu specyficzna woń samego pałacu wraz ze słodko-kwaśnym potem dworzan. Wbrew temu, co się uważa, ludzie kąpali się, ale rzadziej niż obecnie. Kąpiel w ciepłej wodzie była uważana za szkodliwą dla zdrowia. Ciepła woda otwiera pory, z czego zdawano sobie już wtedy sprawę, a ponieważ ta podgrzewana nie była najczystsza, obawiano się, że brud wniknie w skórę i wywoła śmiertelną chorobę. Samo podgrzanie wody było czynnością trudną. Należało donieść wodę, podgrzać, a następnie przetransportować przez niekończące się korytarze i wlać ją do metalowej wanny wyłożonej lnem, aby kąpiący nie poparzył się. Mydło i pachnące olejki, które wlewano do wanny, były drogie, zatem całe przedsięwzięcie rzadko miało miejsce.
Rectangle w artykule 4 Bilboard w artykule 2Uważano, że woda, która płynie jest zdrowsza od tej, która jest „zamknięta w wannie”, dlatego najczęściej dokonywano ablucji w rzekach, oczywiście w odpowiednim ubraniu. Jeśli jednak król chciał się wykąpać w zimnej wodzie, to miał do dyspozycji specjalne pomieszczenie przeznaczone na wspólne kąpiele, bo tę czynność uważano za akt towarzyski. Mawia się, że Ludwik XIV kąpał się tylko 3 razy w swoim życiu, ale to nieprawda. Miał ośmiokątną marmurową wannę, w której spędzał czas wraz ze swą oficjalną kochanką markizą de Montespan.
Kąpiel w pałacu była sprawą dość kontrowersyjną. Część lekarzy uważała, że to zbędna chwila luksusu, podczas gdy inni zachęcali do kąpieli w zimnej wodzie, która ich zdaniem poprawiała zdrowie i oczyszczała umysł. Również poddani Króla Słońce byli podzieleni w tej kwestii, ale z pewnością na dworze starano się przestrzegać zasad elementarnej siedemnastowiecznej higieny.
Po wstaniu z łóżka myło się twarz i ręce. Jeśli chodzi o całe ciało, to pocierało się je mokrą ściereczką lub zamiast tego po prostu wcierało w skórę perfumy. Ludwik XIV zwyczajowo lubił mieć wcierany w organizm alkohol. Każdego dnia szmatki z alkoholem obmywały ciało Króla Francji i Nawarry oczywiście pod czujnym okiem najbliższych dworzan. Można zatem powiedzieć, że monarcha swojsko trącił procentami, ale już taka żona Wielkiego Kondeusza, księżna de Conde, wydzielała ze swych pach niemożebny do wytrzymania odór. Tak przynajmniej pisano.
Rectangle w artykule 5 Bilboard w artykule 3Szybka podmyjka o poranku uważana była za wystarczającą, tym bardziej, że to nie woda stanowiła o czystości według „Wersalczyków”, a pościel… Piżamy i pościel były wykonane z lnu, który miał chłonąć brud i nieprzyjemne zapachy. Dlatego codziennie zmieniano pościel, a sam Ludwik XIV zmieniał lnianą koszulę, którą nosił pod odzieżą nawet kilka razy dziennie. Była to też oznaka statusu, bo im częściej mężczyzna zmieniał koszulę na śnieżnobiałą, tym bardziej był atrakcyjny i uważany za bogatego.
O zęby troszczono się z większą uwagą, bo były one niejako wizytówką facjaty. Dworzanie korzystali ze specjalnych proszków z suszonych, rozdrobnionych ziół szałwii, a nawet popiołu, które wcierano w zęby palcami lub drewnianym patykiem owiniętym w len. Płukano usta octem, winem, miodem i odświeżającymi mieszankami. Gdy Ludwik XIV poślubił swą pierwszą żonę Marię Teresę Austriaczkę, która ubóstwiała słodycze, a szczególnie gorącą czekoladę, jej stan uzębienia był w fatalnym stanie. Królowa dodawała cukier nawet do proszku, którym myła zęby.
Wielkie pranieInnym powodem nieprzyjemnych zapachów były same stroje dworzan. Bieliznę i koszule wygotowywano, ale już szaty wierzchnie, które były wykonane z delikatnych i drogich materiałów, jak aksamit czy jedwab, pokrywały się kurzem i innymi nieczystościami. Uboższe dworzanki miały do wyboru kilka sukni dlatego, by się nie opatrzyły, podkreślały swą atrakcyjność dodatkami w postaci szali, broszek i naszyjników. Aby odświeżyć szaty najbogatszych dworzan – wystawiano je na zewnątrz, by się przewietrzyły.
To miejsce również wpływało na zapachową aurę Wersalu. Dworzanie mieli do dyspozycji prywatne nocniki do defekacji, ale członkowie rodziny królewskiej mogli liczyć na bardziej ustronny i elegancki wychodek. Znajdował się on w specjalnym pomieszczeniu zwanym Garderobes lub Cabinets des Affaires, w którym czasem przechowywano pościel i świece. Król siadał na kolorowym tronie, robił swoje, a potem służący zabierał umieszczony wewnątrz nocnik i oczyszczał go.
Również ta prywatna czynność była upubliczniona. Niektórzy defekujący przyjmowali gości siedząc na swym minitronie lub otaczali się nimi dla rozrywki. Za panowania Ludwika XIV w Wersalu znajdowało się 274 krzeseł z wydrążonym otworem w wiadomym celu. Załatwienie „sprawy” nie stanowiło zatem problemu, ale pozbycie się jej już tak. Służący musieli nieść nocniki z nieczystościami przez długie korytarze, dlatego najczęściej opróżniali je jak najszybciej, czyli przez okno. Znane są przypadki oblania świeżym kałem przechodniów, dlatego zazwyczaj spacerowicze idący w tak niebezpiecznym terenie obwieszczali swoją obecność gromkimi słowami.
Do podcierania służyły kawałki materiału. Król Słońce miał dwóch służących odpowiedzialnych za wyrzucanie nieczystości i przekazywanie mu szmatki. Wersal miał też publiczne toalety, ale były one w opłakanym stanie i często wylewało się z nich szambo lub przesiąkało przez ściany. Z tego powodu część dworzan załatwiało swe potrzeby w przejściach między budynkami. Nigdy nie było wiadomo, skąd może dobiec smród, ale można założyć, że był on wszechobecny.
Do walki ze złymi zapachami używano perfum. Lisoletta, księżna orleańska, stosowała tak mocne zapachy, że delfina Francji, Maria Anna Wiktoria Bawarska wielokrotnie mdlała w jej towarzystwie. Perfumy nie tylko nie poprawiały zapachowej sytuacji Wersalu, ale dostarczały kolejnych bodźców do i tak przeciążonych zmysłów mieszkańców pałacu. By walczyć z mieszającymi się woniami dworzanie nosili ze sobą bogato haftowane torby lub wazy zapachowe wypełnione ziołami i płatkami kwiatów. Te przenośne odświeżacze powietrza z potpourri były swoistą kropką na i wersalskich aromatów.
Tak więc, czym pachniał Wersal? Kompozycją "wszystkiego" plus oczywiście zatęchłą wodą z licznych fontann. Jednym słowem – niezbyt przyjemnie.
Źródło: [1]
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie