Reklama

Dlaczego samoloty nie wybuchają i nie spadają od uderzeń pioruna?

05/05/2021 13:30

Zapewne wielu z was po zobaczeniu na własne oczy tego, co dzieje się z drzewem, w które uderzył piorun, pomyślało: a co, jeśli piorun walnie prosto w samolot? – w głowie tworzy się niezbyt optymistyczny obrazek.

Wystarczy zajrzeć do Wikipedii, gdzie dowiemy się, że natężenie prądu w wyładowaniu atmosferycznym może osiągnąć 500 tysięcy amperów, a napięcie - nawet miliard woltów! A jak wiadomo, samoloty posiadają sporo elementów, które są doskonałymi przewodnikami - i w przeciwieństwie do drzew, nie zawsze stoją na ziemi. Częściej zdarza im się latać po niebie...

Wydaje się to być idealny przepis na katastrofę. Nic dziwnego, że liczba awiofobów nie maleje.

Rectangle w artykule 5 Bilboard w artykule 1

I jak? Teraz naprawdę zrobiło się strasznie? Ok, uspokójmy się razem, bo to tylko tak strasznie wygląda. Kilka optymistycznych statystyk na początek. Ostatni raz samolot rozbił się z powodu uderzenia pioruna 58 lat temu. W grudniu 1963 roku nowy Boeing 707 linii lotniczych Pan Am eksplodował w powietrzu: uderzenie pioruna spowodowało wybuch oparów paliwa. Chyba nic więcej nie trzeba dodawać.

To właśnie z powodu tej tragedii na nowo podjęto rozważania na temat odporności samolotów na wyładowania atmosferyczne. Początkowo przy projektowaniu Boeinga-707 w ogóle nie zwracano uwagi na tę kwestię. Wszystkie kolejne samoloty, a w szczególności ich układ paliwowy, są już na etapie budowy testowane pod kątem ochrony przed wyładowaniami atmosferycznymi. Dziś wybuch oparów paliwa nie powinien mieć miejsca, zaś zbiorniki są w stanie wytrzymać nawet bezpośrednie uderzenie pioruna.

Rectangle w artykule 1 Bilboard w artykule 2

Klatka Faradaya w formie samolotu: piorun uderza w dziób i spokojnie znajduje ujście w końcówce skrzydła. Lecimy dalej. Pasażerowie w środku nawet się nie zorientowali, że coś jest nie tak.

Zatem tę kwestię mamy wyjaśnioną. Ale czy wyładowanie elektryczne o takiej mocy nie jest czasem w stanie zabić nawet bez wybuchu oparów paliwa? Niekoniecznie. Wyciągnięcie nóg z powodu „przypadkowego” włożenia palców do gniazdka elektrycznego jest o wiele bardziej realistyczne niż śmierć od pioruna na pokładzie samolotu. Rzecz w tym, że samolot, jak i samochód, z punktu widzenia fizyki jest tzw. klatką Faradaya. Mówiąc prościej, pole elektryczne działa na zewnętrzną stronę klatki (w naszym przypadku kadłub) i nie ma wpływu na obiekty znajdujące się wewnątrz. Nawet jeśli tymi obiektami są ludzie.

Mimo niezawodnej ochrony samolotów i zapewnień, że nic się nie stanie, piloci nadal starają się nie latać w czasie burzy, obawiając się nie tyle błyskawic, co stref wysokiej turbulencji.

Autorem artykułu jest Meiv

Źródło: [1]

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do