Reklama

Ten osobliwy horror powstał w całości w Disneylandzie. Bez zgody Disneylandu.

14/04/2020 18:50

W 2013 roku na Festiwalu Sundance miała miejsce premiera filmu „Escape from tomorrow” („Ucieczka przed jutrem”, choć w przypadku polskich tłumaczeń może to być równie dobrze „Krwawa masakra w parku rozrywki”). Ten niezależny, surrealistyczny film noir jest debiutem reżyserskim Randy’ego Moore’a. Opowiada historię bezrobotnego ojca, który doświadcza dziwnych sytuacji i niepokojących wizji podczas ostatniego dnia rodzinnych wakacji w Walt Disney World Resort.

Film nazwano najlepszą produkcją nakręconą po partyzancku. Oto trailer.

Obsada i ekipa pracowała cały czas nielegalnie. Skrypty czytano z iPhonów, a filmowano w trybie czarno-białym lustrzankami Canon EOS 5D Mark II oraz Canon EOS 1D Mark IV. Po zakończeniu zdjęć na nieistniejącym planie reżyser wywiózł cały materiał do Korei Południowej, gdzie przystąpił do montażu. Pierwsi widzowie porównywali obraz do twórczości Polańskiego i Lyncha, ale do dziś otrzymał on raczej więcej średnich i negatywnych recenzji.

Rectangle w artykule 1 Rectangle w artykule 2

Dlaczego to musiał być Disneyland?

Randy Moore po rozwodzie rodziców często odwiedzał ojca w Orlando. Był wtedy młodym chłopakiem, dlatego czas spędzany z tatą w pobliskim Disneylandzie, stał się dla niego, jak mówi „ważną przestrzenią emocjonalną”. Po ukończeniu dwóch szkół filmowych przeniósł się do Hollywood i założył rodzinę. Gdy zabrał swe dzieci do Disneylandu, wróciły wspomnienia z ojcem, które wkrótce stały się jego obsesją. Zaczął zgłębiać temat parków rozrywki, rozpamiętywać przeszłość i czytać biografię Disneya. Wkrótce potem napisał scenariusz „Escape from tomorrow”. Ponieważ odziedziczył w spadku ponad pół miliona dolarów, okazało się, że ma z nawiązką budżet na film.

Tajne / poufne

- Nigdzie indziej nie można tego zrobić. - mówił Moore swoim kolegom. Właściciele koncernu Disney znani są z agresywnego chronienia swej marki, dlatego reżyser nawet nie próbował występować o zgodę. Żeby nakręcić po partyzancku cały film, należało na etapie przedprodukcji zrobić dobre rozeznanie, wybrać precyzyjnie lokalizacje, a nawet zaplanować umiejscowienie aparatów względem słońca – w końcu nie mogli użyć sztucznego oświetlenia. Sceny ćwiczono w pokojach hotelowych.

Rectangle w artykule 3 Bilboard w artykule 1

- Przeszliśmy przez cały film osiem lub dziewięć razy. - mówi Moore. Cała ekipa nakręciła obraz w dwóch parkach Disneya, na Florydzie i w Kalifornii. Aktorzy wchodzili do parków w małych grupach. Reżyser chciał wymusić na ekipie ogolenie się i udawanie turystów, co prawie sprowokowało bunt. Personel parkowy nigdy nie zwrócił im uwagi. Zdarzało się, że filmowani aktorzy byli brani przez odwiedzających za celebrytów ściganych przez paparazzich.

Partyzantka od kuchni

Za dźwięk odpowiedzialne były non stop włączane rejestratory w iPhone’ach. Sceny obejmowały jazdę na ośmiu różnych kolejkach, do których oczywiście czekały długie sznury ludzi. Jedną z nich aktorzy z operatorem jechali 12 razy, bo Moore nie był zadowolony z efektów. W postprodukcji ujęć we wnętrzach wykorzystano greenbox.

Co ciekawe, za efekty specjalne odpowiedzialna była ta sama firma, która przygotowała horror „The Host”, wyreżyserowany przez Joon-ho Bonga, laureata tegorocznego Oscara za „Parasite”. Autorem soundtracku został znakomity kompozytor pochodzący z Polski, Abel Korzeniowski (twórca muzyki m.in. do filmu „Samotny mężczyzn”, czy „Zwierzęta nocy”).

Tajemnicza premiera

Randy Moore nie miał nadziei na przyjęcie swego pierwszego dzieła do Sundance, ale nowy dyrektor programowy festiwalu Trevor Groth, zachwycił się „Escape from Tomorrow i dopuścił go do projekcji w ramach poza konkurencyjnej kategorii „Next”. Gdy festiwal rozpoczął się, kontynuowano aurę tajemnicy, by film nie został zablokowany przez Disneya. W noc premiery okazało się, że wszystkie bilety zostały wyprzedane. Być może sprawił to przeciek o tym, że to wartościowe dzieło zaalarmuje prawników dużej korporacji.

Rectangle w artykule 4 Bilboard w artykule 2

Recenzje w prasie były mieszane, ale podkreślano charyzmę i zuchwałość twórców. Jedne ganiły film za amatorszczyznę będącą hołdem dla Davida Lyncha, drugie chwaliły za klimat. W noc premiery Drew McWeeny napisał: - To nieprawdopodobne, że ten film istnieje. To nieprawdopodobne, że ten film sugeruje, że księżniczki Disneya są dobrze opłacanymi prostytutkami dla azjatyckich biznesmenów. To nie może być prawda. (…) A jednak. Ten film nie tylko istnieje, ale i jest fascynujący.

A co z prawnikami Disneya?

Moore zadbał o to, by w filmie nie doszło do bezpośredniego naruszenia praw autorskich. Chociaż zdania komentatorów i prawników były podzielone, przedstawiciele Disneya oświadczyli w telewizji CNN, że są świadomi istnienia filmu i nie będą podejmować żadnych działań z nim związanych. Według Hollywood Reporter właściciele Myszki Miki nie chcieli zaczynać batalii prawniczej, która by tylko przysporzyła produkcji rozgłosu.

Dzięki temu w internetowym wydaniu Oficjalnej Encyklopedii: Disney od A do Z, pojawia się wzmianka o obrazie Randy"ego Moore"a: „Niezależny, surrealistyczny, kultowy film, ukradkowo nakręcony w Walt Disney World and Disneyland”.

Film można zobaczyć dzięki Monachijskiemu Festiwalowi Filmów Undergroundowych tutaj.

źródło: [1][2]

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do