Kiedy dwieście lat temu niemiecki malarz Caspar David Friedrich opublikował swój obraz „Skalny kanion” ludzie oszaleli. Spragnionym wrażeń turystom ukazał się obraz skał, które koniecznie musieli obejrzeć na żywo.
Było to mniej więcej w czasie, gdy turystyczne przewodniki opisywały to miejsce, jako coś wyjątkowego. I nie pomylili się. Do dziś to miejsce jest pełne ludzi. Witajcie w Bastei.
Baszta, bo to oznacza Bastei jest symbolem Szwajcarii Saksońskiej, podróżniczego raju leżącemu jakieś przeszło dwie godziny jazdy od polskiej granicy w Zgorzelcu.

Trzydzieści kilometrów na południowy wschód od Drezna wystrzeliwuje w niebo ściana rozczapierzająca się u swoich szczytów. Te niesamowite grube, skalne paluchy wyglądają obłędnie na tle soczystej zieleni drzew i lazurowego nieba.
Mieszkaliśmy w odległych o parę kilometrów Czechach, na terenie Szwajcarii Czeskiej, którego chlubą jest zjawiskowa Pravcicka Brana, gdzie Disney kręcił swoje “Opowieści z Narnii”.
Wróćmy jednak do historii tego miejsca. Jak już wiemy, powyższy obraz dał kopa do gwałtownego wzrostu turystyki w tym miejscu. Szybko powstały drogi dojazdowe w to miejsce oraz szlaki dojścia, a dziś mamy bardzo ciekawe trasy turystyczne oraz atrakcje dla wspinaczy.

Skąd nazwa “Szwajcaria Saksońska”?
Przebywający w tych okolicach szwajcarscy malarze kojarzyli lokalne krajobrazy z ojczystymi widokami. Na początku XIX- ego wieku trafił tu Aleksander Zingg, który ukuł termin “Szwajcaria Saksońska”. Ponieważ Szwajcaria była w ówczesnym czasie niezwykle popularnym miejscem wypraw, jej saksoński odpowiednik szybko zyskał nowe miano. Zwłaszcza, że dotychczasowe nie było nośne marketingowo: “Wyżyna Miśnieńska”.
Można tu dotrzeć na co najmniej trzy sposoby. Pierwszym jest pociąg systematycznie kursujący z Drezna. Przystanek znajduje się praktycznie przy samym Bastei, nad Łabą. Stamtąd jest już tylko parę kroków do promu, którym przepłyniemy tuż przed wejściem do naszego punktu docelowego.
Jeśli jedziesz jedziesz autem, możesz wybrać znajdujący się nad Łabą parking, tuż przy przeprawie promowej, ale możesz też naszym wzorem wybrać Kurort Rathen, który oferuje ładne widoczki i ogromne zagęszczenie niemieckich emerytów.
Parking jest nim tylko z nazwy, gdyż stanowi najzwyklejsze klepisko na skraju lasu i cieszę się, że pogoda była ładna, bo w deszczowy dzień groziłoby nam ugrzęźnięcie w błocie. Niemniej jest to parking, o czym świadczy zainstalowany tu parkomat. Nie jest drogi. Powinniście zmieścić się w dziesięciu euro za cały dzień.

Idźcie asfaltową drogą, aż dotrzecie do rozwidlenia dróg. Idąc szosą dojdziecie bez problemu do Rathen. Skręcając w las czekają was piękne widoki saksońskiej wsi i cel wycieczki.
Miasteczko jest przytulne i wtulone między skały. Jest dobrze oznakowane. Czysto, życzliwie, schludnie. Nic dziwnego, w końcu to miejsce żyjące z wczasowiczów. Nie próbujcie tu parkować. Momentalnie założą blokadę na kole, a problemy to chyba ostatnie o co wam chodzi.
Samo dojście do celu jest łatwe. Kiedy dotrzemy do skalnej bramy i wejdziemy na kamienny poczujemy się jak w bajce. Dosłownie. To miejsce jest wyjęte z baśni. Most z piaskowca łączy kamienne paluchy, aby poprowadzić nas do szczytu tego miejsca. Miejsce to wydaje się niedostępne i niegościnne, a jednak okazuje się, że człowiek potrafi!
Jakimś cudem w XII- tym wieku powstał tu zamek Neurathen. Dziś pozostało z niego niewiele, ale jego pozostałości dają nam wyobrażenie o pomysłowości jego budowniczych. Wstęp jest płatny, ale kosztuje tyle co nic, bodajże dwa euro.

Most ten początkowo wcale nie był zbudowany z bloków piaskowca. Wcześniej był drewniany i powstał z prostego powodu – miał zwiększyć ruch turystyczny.
Cofnijmy się do 1812 roku. Niejaki Karl Friedrich Pietzsch, lokalny rzeźnik postanowił zarobić na wzrastającej popularności tego miejsca. Sprzedawał posiłki napoje przybyłym tu turystom. Szło mu tak dobrze, że dwa lata później zbudował coś w rodzaju restauracji w bezpośrednim sąsiedztwie uwiecznionej na obrazie atrakcji.
W 1826 roku w pobliżu punktu widokowego zbudowano pierwszą kwaterę noclegową dla turystów oraz wzniesiono pierwszy, drewniany most nad wąwozem Mardertelle, który łączył skalną półkę z zamkiem Neurathen. W połowie XIX w. konstrukcja została przebudowana na piaskowcową ze względu na turystów. Most ten osiągnął długość 76,5 m długości i wzniósł się na wysokość 40 m ponad dno wąwozu.

Wydawałoby się most jak most. A jednak to morze ludzi, które przyjeżdża tu o każdej porze roku i chyba całodobowo sądzi inaczej. Jest coś w tych potężnych skałach, na których znajdziemy wyryte symbole i inne ślady ręki ludzkiej (tak przy okazji: ciekawe w jaki sposób wznieśli rusztowania, by to nawet nie zbudować, co wyryć na piaskowcu te wszystkie złocone napisy, ryciny itp.).
Natura jest nieprzewidywalnie piękna. Wchodzisz na szczyt niewysokiej w sumie skały, bo jakieś 200 metrów od poziomu przepływającej obok Łaby, a masz poczucie, jakbyś dotarł do jakiejś baśniowej krainy, która jest w swoim pięknie tak niezwykła, że aż trudno pojąć, iż istnieje.
Sam teren oferuje wiele punktów widokowych, z których każde powoduje westchnienie zachwytu.
Kiedy doszliśmy do końca mostu przypomniał nam się pomysłowy rzeźnik Pietz, bowiem na samym szczycie Bastei znajduje się wypasiony hotel i restauracja. Można dotrzeć do nich samochodem. Pełen wypas. Nie jakaś stanica, grill i smród palonego tłuszczu. Wszystko na najwyższym poziomie z widokiem na Szwajcarię Saksońską.
Przyznam, że kontemplowanie leżącej po drugiej stronie Łaby niezdobytej fortecy Konigstein, ze szklanicą piwa, siedząc w wygodnym fotelu pod parasolem jest taką przyjemnością, że… No sami musicie jej doświadczyć.
Jednak to nie wszystkie atrakcje, jakie nas czekają. Z braku czasu krzyknęliśmy w ich stronę good bye i odłożyliśmy na kolejny raz.

To Szwedzkie Lochy, podobno niezwykłej urody, jezioro Amseel oraz okrzynięty najpiękniejszym naturalnym teatrem Europy skalny teatr Rathen i z tym akurat zgodzimy się. To miejsce mieści 2000 miejsc i od siedemdziesięciu lat wystawia przedstawienia.
Powiem wam, że to miejsce przypominało mi krainę Winnetou i Old Shatterhanda, bohaterów cyklu przygodowych powieści autorstwa Karola Maya. I tu ciekawostka. Niemiecki pisarz tu właśnie stworzył swoich bohaterów!
Skalny teatr od lat inscenizuje sztuki Karola Maya i każdego roku możemu ujrzeć na scenie dzielnego Winnetou, szlachetnego Old Shatterhanda, sprytnego Sokole Oko i pozostałych bohaterów.
Bastei to szczególne miejsce, do którego warto wracać.
Zdjęcia: Przemysław Saracen
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie