
Nie można mówić o fotografii kryminalnej w Nowym Jorku, nie wspominając o urodzonym w ukraińskim Złoczowie dziennikarzu znanym jako „Weegee”. Arthur Fellig uciekł z Europy z rodziną przed antysemicką nagonką i trafił jako młody chłopak do Wielkiego Jabłka. Został pierwszym odnoszącym sukcesy niezależnym fotografem, który udokumentował setki miejsc zbrodni w czasach Wielkiego Kryzysu i prohibicji. Uważano nawet, że jest swoistym medium, bo zjawiał się na miejscach jeszcze przed przyjazdem policji.
Fotografie Weegeego potrafią chwytać dramat, jak i szczegóły, ale niepozbawione są elementów humorystycznych. Jego pseudonim wziął się od sposobu, w jaki wymawiał nazwę planszy do wywoływania duchów „ouija”. Otrzymał go, gdy pracował w laboratorium fotograficznym jako chłopiec od suszenia zdjęć.
Sława i wiarygodność fotografa była tak duża, że w 1938 roku był jedynym dziennikarzem mającym prawo podsłuchiwać policyjne kanały radiowe.
Czy jego fotografie mają wartość estetyczną? Tristan H. Kirvin uważa, że „chociaż może istnieć zgoda, co do atrybutów artystycznych fotografii „realistycznej”, to zdjęcia nie mają w sobie świadomego dotyku artysty. Jest to raczej przypadkowy efekt”.
Weegee trafił także do Hollywood, gdzie robił zdjęcia z planów filmowych – choćby u Stanleya Kubricka podczas kręcenia „Dr. Stangelove”. W latach 50. XX w. eksperymentował z fotografią panoramiczną, wykonywał też sesje z Marilyn Monroe – w swoim stylu.
źródło: [1]
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie