W trakcie filmowania jeden z quadrocopterów został pochłonięty przez lawę. Mimo to jego praca nie poszła na marne – przed „śmiercią” zdążył nagrać niesamowite kadry.
W marcu wybuchł wulkan Fahradalsfjall oddalony o 40 km od stolicy Islandii Reykjaviku, który stał się lokalną atrakcją. Miejscowa ludność zbierała się przy nim i grała w siatkówkę, a naukowcy przychodzili piec hotdogi na stygnącej lawie. W końcu ktoś wpadł na pomysł, żeby sfilmować wulkan z jak najbliższej odległości.
Zanim spacery wokół czynnego wulkanu zostały częścią pakietów wycieczkowych, entuzjaści ściągnęli swoje drony z półek i pojechali na Islandię, aby zerknąć na wrzący wulkan. Łowcy imponujących materiałów filmowych pielgrzymują do Fagradalsfjall i nie szczędząc środków na sprzęt, wkraczają w epicentrum uśpionego od sześciu tysięcy lat wulkanu.
Ci faceci postanowili nie oszczędzać swojego quadrokoptera i wysłali go prosto do walki z wrzącą lawą. Pewnie was nie zdziwi, że walkę bezapelacyjnie wygrał wulkan. Dobrze, że kamery drona nagrywają obraz w świetnej jakości i możemy się cieszyć pięknymi obrazami poprzedzającymi jego „śmierć”. Przyjrzyjcie się tej nierównej, ale spektakularnej walce technologii z żywiołem.
W tym przypadku pilotom udało się „nie zabić” sprzętu. Mimo to nagrany materiał wcale nie jest gorszy od poprzedniego!
Następnym razem, gdy nastąpi erupcja jakiegoś wulkanu, chyba wezmę przykład z naukowców i wybiorę się na grillowanie przy stygnącej lawie.
Źródło: [1]
Autorem artykułu jest Meiv