piona!
zdalna robota ma swoje plusy dodatnie wśród ujemnych minusów
wymieniali piony w budynku, i tak jak w podstawówce na własne nazwisko trzeba było powiedzieć „obecny”, tak i teraz musiałem być bezwzględnie na chacie jak kevin
pisałem zatem hasełka na poziomie w pieleszach uprawiając ciężką jak brona copywriterkę, a jednym okiem rzucałem na netflixa i irackiego astronoma, który tłumaczył dark energy i dlaczego wszechświat może być w ciemnej dupie, i że mądre kobiety jak nie mogły studiować, to grzały do Ameryki, a potem udowadniały, że faceci się mylą w tym kosmosie, bo myślą, że on taki stały w uczuciach, a on ma kobiecą wrażliwość, zmienny ci jest, zwrotny i kapryśny
a kątem trzeciego oka, lovecraftowską szyszynką, widziałem jak ci sympatyczni, młodzi robotnicy kują pion aż miło, brody im się trzęsą, ale nie ręce, pełna profeska z głową w pionie, bez polityki i przekleństw, obiboctwa, liszajów i pseudo wihajstrów, jak to drzewiej bywało – a ja wiem, jak bywało, bo mój ojciec o przewrotnej ksywie „cichy” niejednego niechluja zbeształ za pijaństwo, krzywe ściany, czy niestabilizowane rury do ciepłej wody (no panie! panie! niestabilizowane rury!!!???)

a na ustach tych współczesnych nienagannych pracowników - hydraulików polskich, których Piasek Piaseczny nie wyrzuciłby z łóżka, tylko słowa istotne ciągnące się od źródła ciepła do odbiorcy, takie jak kleje, sitka, nagrzewnice, rury wavin dobrej klasy oraz maksymy, że "każda niezaprasowana kształtka emituje głośny dźwięk gwizdka", zatem to wszystko, jak i szybkie szpachlowanie sprawia, że w obserwatorze budzi się szacun i radością napełnia członki

i tak sobie zwiewnie gadali, spiskowali między szybami aż miło, a potem sprzątali, ogarniali całokształt, nikt nie podpierał ścian, nie jarał szluga ze wzrokiem wbitym w kolanko, nie byli wczorajsi, byli dzisiejsi, i mi się to bardzo spodobało
i pomyślałem, że to dobrzy ludzie, że fachowcy, i zachwyciłem się nimi, i ogarnęła mnie chłopomania, i nazwałem ją robomanią, i rzuciłem im wszystkie pieniądze świata, i frunęliśmy wodospadem plastikowych rur ku źródłu światła, i powiedziałem im, jakże piękną hipotezą jest panspermia, która mówi, że życie na naszą planetę przybyło gdzieś z kosmosu na rączym meteorycie, i zaczęliśmy tańczyć na zwłokach zapadającego się wszechświata, a nie, nie, zaraz, zaraz, wróóóóóóć
nic takiego się nie stało, przysnąłem, zapomniałem się, trzeba migusiem zejść na ziemię ryjąc w ziemi orzełka bez korony
podpisałem się na protokole odbioru, do wglądu w spółdzielni, podziękowałem zdawkowym „dzięki”, a jak wyszli, to moja peerelowska mentalność stwierdziła, że nic nie zginęło, także w sumie strzała
samochwała w kącie stała
i wciąż tak opowiadała
kropka
.