Nie atakuje się własnych bankierów, czyli czemu Hitler nie napadł na Szwajcarię
Nie atakuje się własnych bankierów, czyli czemu Hitler nie napadł na Szwajcarię Nie atakuje się własnych bankierów, czyli czemu Hitler nie napadł na Szwajcarię

Mimo że Szwajcaria od 1815 roku posiada status neutralności, to w czasie II wojny światowej w tym kraju ogłoszono aż 7379 alarmów lotniczych. Nagminne naruszanie przestrzeni powietrznej kraju serów i bankierów spowodowane było przede wszystkim położeniem. Zarówno lotnictwo Aliantów, jak i państw Osi przetaczało się po szwajcarskim nieboskłonie, z czego 240 maszyn rozbiło się lub wylądowało na terytorium Konfederacji.

Przeważnie były to samoloty amerykańskie, których piloci popełniali w tym rejonie wiele pomyłek – jak choćby zbombardowanie w 1944 roku Szafuzy, w wyniku czego zginęło 39 osób, uszkodzono wiele budynków, za co Amerykanie zapłacili Szwajcarom 3 mln dolarów odszkodowania. Ponieważ firmy szwajcarskie prowadziły handel z nazistowskimi Niemcami, niektóre bombardowania, niekoniecznie były przypadkowe. Na przykład po zniszczeniu niemieckich fabryk łożysk kulkowych szwajcarscy producenci eksportowali je do Niemiec z dużym zyskiem.

Fabryka masek gazowych w Genewie

Patrząc na to z jeszcze innej strony, naziści nie zamierzali na stałe zajmować całej Europy. Ich główne terytorialne zainteresowanie aneksją leżało na wschodzie (Lebensraum). 

Mieszkańcy „wspólnoty germańskiej”, jak określali Szwajcarię hitlerowskie Niemcy, mogli czuć się bezpieczni, chociaż gdy naziści dowiedzieli się o tajnym układzie między Szwajcarią a Francją, przygotowali nigdy nie przeprowadzoną operację Tannenbaum. Była to dobrze zaplanowana inwazja, z której Niemcy zrezygnowali, bo okazała się nieopłacalna.

A zatem, dlaczego Hitler zostawił w spokoju ten bogaty kraj – jakie były konkretne powody?

Nie tylko fikcyjna neutralność chroniła kraj, ale także uzbrojenie i górskie położenie. Część Szwajcarii jest otoczona fortyfikacjami, czyli Redutą Centralną. Umocnienia te zaplanowano w końcu XIX wieku, ale najważniejszą część, przygotowaną do długotrwałego oblężenia, wybudowano w latach 1935-1946. Wejścia na teren reduty były silnie ufortyfikowane i wyposażone w liczne, częściowo podziemne stanowiska piechoty, obrony przeciwpancernej i artylerii.

Fort Airolo

Jakkolwiek to nie zabrzmi, Szwajcarzy wierzyli w "zbrojną neutralność". Jest taki stary żart, w którym niemiecki generał pyta szwajcarskiego, ilu ludzi mógłby zmobilizować? Szwajcar odpowiada, że milion. Niemiecki na to: „A co jeśli my wyślemy dwa miliony ludzi?” Szwajcarski generał spokojnie ripostuje: „Jeśli wyślecie dwa miliony, my strzelimy dwa razy”.

Ale obrona Szwajcarii to coś więcej niż liczba żołnierzy. Szwajcaria jest krajem górzystym, którego można bronić przez wiele lat. Co więcej, Szwajcaria nie stanowiła zagrożenia dla Niemiec. Posiadała dużą armię, ale była ona wyszkolona przede wszystkim do obrony. W dodatku propaganda szwajcarska i kroniki filmowe robiły dobrą robotę, chojrakując hasłami w rodzaju „Wojna totalna wymaga totalnej obrony”.

Ważną rolę w podbudowaniu morale Szwajcarów spełnił mecz piłkarski, rozegrany w 1941 roku w urodziny Hitlera. Niemcy przegrały 20 kwietnia 2:1 ze Szwajcarią w Bernie. Reżim nazistowski był wściekły, a sam Goebbels deklarował, że w przyszłości nie będzie meczów, których wynik jest tak nieprzewidywalny. 

Dodatkowo Szwajcaria nie leży na wielu strategicznych szlakach transportowych i handlowych. Kraj łatwo pominąć przy transporcie żołnierzy i sprzętu na front. Ale i tak zezwalano na tranzyt, jeśli przesyłka posiadała szczegółowy opis z zawartością (często fikcyjną). Stąd też Niemcy i Włosi wysyłali czołgi i broń przez Szwajcarię, zapewne wpisując, że to wielkoformatowy złom.

Jest też kwestia zasobów finansowych. Szwajcaria miała jedyną na świecie walutę swobodnie wymienialną podczas II wojny światowej, dzięki czemu silne banki mogły kupować zrabowane przez nazistów złoto.

Dzięki ciągłej grabieży niemiecka marka nie straciła na wartości praktycznie do 1945 roku, ale poza III Rzeszą nie była wymienialna. Z tego powodu naziści stale potrzebowali dolarów lub funtów, za które mogliby kupić towary niezbędne do prowadzenia wojny. Szwajcarzy nie pytali, skąd bierze się „niemieckie” złoto. Doskonale jednak wiedzieli, że część tego błyszczącego metalu to np. przetopione zęby wyrwane ofiarom obozów koncentracyjnych. Ta wiedza była pozyskana między innymi od szwajcarskich lekarzy, którzy służyli w Wehrmachcie. Również Szwajcarski Czerwony Krzyż dobrze znał sytuację na terenach okupowanych przez Niemcy. Kiedy politycy nazistowscy wydali rozkaz szwajcarskim pracownikom banku, by zaanektować rachunki Żydów i innych podbitych narodów, Szwajcarzy zbytnio nie protestowali.

Dzięki „bankierom” III Rzesza kupowała wołowinę z Argentyny, diamenty z Brazylii, chrom z Turcji, stal ze Szwecji, wolfram z Hiszpanii i Portugalii. Szwajcarzy sprzedawali swym sąsiadom precyzyjne maszyny, mechanizmy do produkcji bomb i pocisków oraz lekarstwa. Credit Suisse i Union Bank, specjalizujące się w handlu z Ameryką Południową, pełniły zasadniczą i niezwykle dochodową funkcję. Szacuje się na przykład, że w czasie wojny portugalskie rezerwy złota wzrosły czterokrotnie.

Jedna piąta niemieckich rezerw złota została zamieniona na franki szwajcarskie, dzięki czemu naziści robili olbrzymie interesy. Ponieważ wojenny biznes kręcił się sprawnie niczym działko przeciwlotnicze, Hitler zażądał w 1941 roku pożyczki wojennej w wysokości miliarda franków, by sfinansować atak na Rosję. Jego „prośba” została rozpatrzona pozytywnie. Fuhrer zresztą miał indywidualne konto w Union Banku, które założył, by pobierać honoraria autorskie za „Mein Kampf”.

Niemiecka obecność w helweckiej krainie dała się również zauważyć w najwyżej położonym mieście w Europie. W latach trzydziestych na wysokości ponad 1500 metrów Niemcy założyli nazistowską kwaterę główną w Davos. Na jej czele stał członek NSDAP, fanatyczny zwolennik Hitlera Wilhelm Gustloff, na którego cześć Rzesza nazwała statek pasażerski, zatopiony później na Bałtyku w jednej z największych tragedii morskich w historii.

Gustloff został zamordowany w 1936 roku przez żydowskiego studenta medycyny Davida Frankfurtera. I chociaż aktywność nazistów w mieście początkowo nieco osłabła, gdy wybuchła wojna, a Szwajcaria ogłosiła neutralność, niektórzy z ponad tysiąca Niemców należało i wspierało partię, korzystając z uroków alpejskiego powietrza. Tym samym powietrzem z resztą oddychali Żydzi, bo wśród dziesiątek sanatoriów w Davos znajdowała się Etania, klinika dla chorych, która miała własną synagogę i cmentarz.

Do Davos pod koniec wojny trafiło również 300 krzepkich pilotów amerykańskich, którzy rozbili swoje samoloty w Szwajcarii, co tylko podkręcało emocje w tym słynnym uzdrowisku. Hałaśliwi oficerowie nie skłonili od awantur. Zostali umieszczeni w luksusowych hotelach i nauczyli się jeździć na nartach, niejednokrotnie łamiąc przy tym nogi. Tymczasem w 7 niemieckich domach sanatoryjnych w najlepsze trwał proceder przerzutu dewiz i kosztowności.

Zatem można powiedzieć, że Szwajcaria nie tyle była neutralna, co intratnie „neutralna”. Robiła wszystko to, co się najbardziej na wojnie opłaca – handlowała i zarabiała duże pieniądze, które nigdy jej nie śmierdziały. Niektórzy badacze są zdania, że szwajcarsko-niemiecka współpraca bankowo-inwestycyjna mogła przedłużyć II wojnę światową nawet o rok. W dodatku w raporcie opublikowanym w 2002 roku Komisja Bergiera stwierdziła, że ​​Szwajcaria nie tylko odmówiła wielu tysiącom Żydów wjazdu do kraju, ale także przekazała część Niemcom.

Oczywiście bywali też „dobrzy Szwajcarzy”, którzy pomagali ofiarom wojny. Niektóre niemieckojęzyczne gazety sympatyzowały z aliantami, a w kościołach chronili się uciekinierzy. Szwajcarski dowódca policji Paul Gruninger uratował około 3600 żydowskich uchodźców, fałszując dokumenty, za co został wyrzucony z policji, pozbawiony emerytury, oczerniony i w końcu zapomniany. Zmarł w biedzie i osamotnieniu w 1972 roku i dopiero po śmierci zrehabilitowano go w latach 80.

Niemniej jednak do dziś w tym zamożnym państwie niechętnie dyskutuje się na temat odpowiedzialności w kontekście II wojny światowej. Potomkowie Wilhelma Tella nadal wolą uważać się za spadkobierców heroicznej społeczności, której przeznaczone jest godnie i z honorem stawiać opór.

źródło: [1][2][3][4][5][6][7]

0.13985800743103