Wymrażacze żyją na końcu świata. Słyszeliście o nich?
Wymrażacze żyją na końcu świata. Słyszeliście o nich? Wymrażacze żyją na końcu świata. Słyszeliście o nich?

Z pewnością nie obiła wam się o uszy profesja dla najodporniejszych na mróz ludzi z północno-wschodniej Syberii. Nawet w Rosji mało kto o nich wie. To wymrażacze, a ich pracodawca, firma Lena Shipping Company, naprawia statki nietypową techniką znaną od dawnych czasów. Polega ona na powolnym wymrożeniu wody pod dolną częścią statku, wykuciu w lodzie kilkunastometrowych tuneli do miejsca naprawy, a następnie wymianie lub konserwacji części.

Żegluga po Lenie trwa około pięciu miesięcy – od maja do połowy października. Setki ton ładunku są transportowane rzeką, aby zapewnić odległym republikom niezbędne produkty na nadchodzący rok. Co prawda zimą można przewozić towary za pomocą ciężarówek lub samolotów, ale jest to drogie i w konsekwencji nieopłacalne.

Obszar Jakucji jest dwa razy większy od Europy Zachodniej. Cała tutejsza flota pracuje w sezonie na najwyższych obrotach, dlatego do napraw pozostaje tylko zima. To wtedy można zająć się zepsutymi śrubami i kadłubem, wymienić wały i w razie potrzeby zamontować nowe silniki.

Śruby w trakcie usuwania lodu.

„Najłatwiej byłoby pracować w dokach ciągnąc do nich statek za pomocą wagoników, ale nie mamy wystarczającej infrastruktury dla 328 jednostek. Wtedy właśnie na ratunek przybywają nam jakuckie mrozy” – mówi jeden z wymrażaczy. Ciężkie warunki pogodowe umożliwiają naprawę dna i śrub bezpośrednio w lodzie, po wykonaniu tuneli. Aby dokonać naprawy, jesienią statki są kierowane do starorzeczy, do których robotnicy będą mieli łatwy dostęp. Największy „warsztat remontowy” znajduje się w pobliżu osiedla Żataj.

„O ósmej rano w porcie planujemy robotę. Potem ostatni łyk gorącej herbaty i wkładamy zbroję: majtki, skarpety, ciepłe spodnie, buty, sweter, kufajkę z kapturem”. Statki czekają ustawione wzdłuż linii brzegowej – od holownika „Sofron Danilov”, którego wymrażacze zwą pieszczotliwie „Safroszką”, po majestatycznego „Świętego Innocentego” z wielką czerwoną gwiazdą na dziobie.”

Pod rufą widać wykute w lodzie wejście do tunelu.

Najłatwiej jest wymrażać małe łódki (zarobek około 3 tysiące złotych), ale aby dostać się do śrub „Innocentego” trzeba zejść na trzy metry w głąb rzeki. W przypadku tak pokaźnej jednostki można zarobić nawet 10 000 złotych w ciągu dwóch miesięcy, bo tyle trwa wymrażanie. Im bliżej wiosny, tym robi się „cieplej”, co oznacza, że słupek rtęci rzadko spada poniżej minus 30 stopni. Mieszkańcy oddychają z ulgą, ale dla wymrażaczy nadchodzą ciężkie dni. Lód zaczyna topnieć. Brygady stawiają w tunelach przemysłowe wentylatory, by nawiewem zimnego powietrza przyspieszyć zamarzanie wody.

Oleg Romanov ma 36 lat i przepracował 3 lata na rzeką Leną. „Celem roboty jest dotarcie do śrub statku. W tym celu musimy wykopać pod rzeką tunel na 3 metry. A lód zamarza tylko na pół metra, reszta pod nim to woda! Dlatego wycinamy 15-20 centymetrową warstwę lodu, a następnie czekamy, aż rzeka poniżej zamarznie, a potem wielokrotnie powtarzamy tę czynność.”

„W końcu jesteśmy przy śrubach. Należy je zdjąć i oddać do warsztatu. Przy minus 30 pracujemy tak od ósmej rano do piątej wieczorem. To ciężka robota.”

„Gdy jest minus 50, wszyscy ludzie chowają się w domach, a u nas dzień jak co dzień. Da radę przywyknąć. Kiedy ktoś mi mówi, że moja praca jest ciężka, po prostu uśmiecham się.”

"Wamrażacze" zainteresowali również telewizję, która nakręciła o nich krótki dokument.

źródło: fishki.net; pikabu.ru; wikipedia; 34travel.me

0.14453601837158